Wspólnie z moim przyjacielem, Tomkiem Fillem, napisaliśmy tekst poświęcony tematowi dialogu między małymi a dużymi firmami, pracownikami a pracodawcami, między organizacjami pracodawców i pracowników a rządem. Tekst opublikowała w tym tygodniu Rzeczpospolita na swoich stronach ekonomicznych.

rzeczpospolita_logo_2013

Warto podkreślić, że wskazane w nim aktywne słuchanie jest konkretną umiejętnością, której można się uczyć. Nie ma możliwości prowadzenia dialogu bez aktywnego słuchania, a więc akceptacji dla partnera i próby zrozumienia jego potrzeb. W wymiarze krajowym, ogólnospołecznym, jest to szalenie trudne. Dlatego w wielu rozwiniętych krajach służą temu rozwiązania instytucjonalne. W Polsce dotychczasowa Komisja Trójstronna została zastąpiona Radą Dialogu Społecznego. Jej rola jest szalenie ważna, bo kraje stawiające na dialog rozwijają się w sposób bardziej zrównoważony, stabilny i przyjazny dla obywateli.

Niedawno zostałem zaproszony do współtworzenia książki poświęconej relacjom publicznym/public relations w Polsce po 1989 roku. Kiedy równolegle pracowałem nad rozdziałem do książki oraz – wspólnie z Tomkiem – pisaliśmy artykuł do Rzeczpospolitej, to uświadomiłem sobie, że tak jak w wielu dużych organizacjach ich grzechem jest tzw. myślenie silosowe, tak silosowe myślenie towarzyszy też codziennej praktyce komunikacji społecznej w państwie, a dokładnie w jego najważniejszych instytucjach. Silosowe myślenie jest myśleniem zredukowanym wyłącznie do literalnego odczytywania zakresu obowiązków danej instytucji. Często oznacza sprowadzanie debaty wyłącznie do poziomu narzędzi, nie ich misji, wizji i funkcji służących dobru wspólnemu. Dowodem tego jest także pojawiająca się nierzadko dyskusja o PR. Dużo mniej słyszymy o komunikacji społecznej i jej kluczowej funkcji, jaką jest dialog społeczny z obywatelami, organizacjami i wszystkimi tzw. interesariuszami. Częściej rozmawia się po prostu o kreowaniu wizerunku, który nie jest i nie może być przecież celem samym w sobie.

Cały tekst poniżej:

Nauczmy się słuchać siebie nawzajem

W Polsce wyczerpuje się strategia rozwoju realizowana po upadku PRL i zmodyfikowana po wejściu naszego kraju do UE.

Biznes robią biznesmeni. Zarabiają na nim, rzecz jasna, też biznesmeni. I tylko oni. A cała reszta to korporacyjna masa i robotnicy. Przyzwyczajamy się do takich uproszczeń. Tymczasem sukcesu firm – i szerzej państwa – nie byłoby bez jednych i drugich. Dlatego warto nauczyć się nie tylko z sobą rozmawiać, ale również słuchać siebie nawzajem. Bo, jak się dobrze przyjrzeć, na końcu wszyscy czerpiemy z tego samego źródła.

Trudno o pracę i awans

Właśnie wchodzimy w 27. rok wolnej Polski. Od kilku lat na rynek pracy wchodzą znacznie młodsi od nas, którzy nie mają prawa pamiętać PRL. Dla wielu z nich nie ma ciepłych barw sukcesu to, jak bardzo zmienił się nasz kraj w ostatnim ćwierćwieczu, a co dla nas bywa powodem do dumy. Zdobycie pracy zgodnej z wykształceniem czy awans w firmie bywają trudno osiągalne. W biznesie jest podobnie. Wydaje się, że wszystko zostało już wymyślone. To pierwsze pęknięcie we wspólnocie.

Kolejne to podziały na „krwiożercze” korporacje i „porządne” polskie przedsiębiorstwa oraz na szefów i „korpoludzi”. Nie mają one tej temperatury co spór, którego emanacją są uliczne demonstracje pracownicze. Nie mają jej z racji większej świadomości pracowników, przedsiębiorców i menedżerów. Nie są też tak dynamiczne, budują się wolno, ale – niestety – szybciej niż idea dobra wspólnego. Dobra rozumianego jako tworzenie warunków pomagających rozwijać się jednostkom i całej wspólnocie, ale bez patologicznych egoizmów.

Amerykanie od lat stosują zasadę dual-use (podwójne zastosowanie – red.). Oznacza ona, że najpierw technologie lub jakieś produkty są tworzone za pieniądze rządowe w laboratoriach na potrzeby armii, ale po kilku latach mają służyć społeczeństwu. Tak powstał internet.

Nie namawiamy oczywiście do powtórzenia tego mechanizmu jeden do jednego. Znaleźliśmy się bowiem w momencie, w którym należy tę ideę rozwinąć i twórczo dostosować do naszych warunków. Chodzi o to, by więcej osób korzystało ze zdobyczy demokracji i kapitalizmu, oraz o rozwój gospodarczy zahamowany nie tylko przez kryzys ciągnący się od 2008 roku, ale i niedostatki w dialogu społecznym.

Mamy też na myśli potrzebę przełożenia zasady dual-use na ludzi, ich sukcesy, doświadczenia i kompetencje. Mamy tysiące wybitnych ludzi w polskim małym i dużym biznesie, którzy każdego dnia przyczyniają się do rozwoju Polski i stanowią często niedoceniane źródło zasobów.

Ważna rola Rady Dialogu Społecznego

Dzisiaj biznes i rynek to nie jest świat funkcjonujący obok nas. Każdy Polak bez względu na wiek, płeć, poglądy, status społeczny czy zawodowy uczestniczy w nim i go tworzy. Czas zatem na aktywne słuchanie jedni drugich. Stąd niezwykle ważna jest rola rodzącej się Rady Dialogu Społecznego, zastępującej Komisję Trójstronną.

Dowód na to, że opłaca się rozmawiać i słuchać wzajemnie ze zrozumieniem, mamy w zasadzie pod ręką. Gospodarki krajów mających silne instytucje dialogu społecznego są bardziej konkurencyjne i lepiej dostosowują się do nowych wyzwań globalnej gospodarki, a ich obywatelom lepiej się żyje. To państwa skandynawskie, Niemcy, Austria, Belgia, Holandia, i Luksemburg.

Na drugim biegunie są kraje Europy Południowej i Środkowo-Wschodniej, o czym przypomniał Krzysztof Jasiecki w swoim opracowaniu będącym częścią raportu przygotowanego przez Instytut Sobieskiego pt. „W jaki sposób państwo może wspierać rozwój gospodarczy”.

Tymczasem w Polsce wyczerpuje się strategia rozwoju realizowana po upadku PRL i zmodyfikowana po wejściu naszego kraju do UE. Globalne rynki ciągle przeżywają trudności, a napływ inwestycji zagranicznych nie jest już tak dynamiczny.

Bliski koniec unijnych żniw

Wkrótce zakończą się też nasze „żniwa” wynikające z absorbcji funduszy unijnych. Środki z tego źródła znacząco zmniejszą się już za pięć lat. Warto więc spojrzeć z większą uwagę na siebie, co zresztą powoli już się dzieje. Świadczą o tym programy rozwijania polskiej marki, rodzimej przedsiębiorczości czy nowe podejście do patriotyzmu gospodarczego.

Kolejny aspekt tej samej historii to umiejętność korzystania z rozwiązań wypracowanych przez innych. Duże korporacje starają się przecież uczyć od małych firm i od swojego otoczenia. Czego? Przede wszystkim innowacyjności i elastyczności.

Mali przedsiębiorcy, żeby przetrwać, muszą się szybko dostosowywać do wymagań rynku. Proces decyzyjny nie zabiera im tygodni, bo nie może. Muszą być odważni.

Niewielkie przedsiębiorstwa mogą czerpać z dorobku dużych. Podstawowe pola to marketing i stosowanie standardów, które mają na celu przyzwyczajenie ich klientów do pewnej przewidywalności. To także element ułatwiający zapamiętanie i w efekcie polubienie marki. Wystarczy spojrzeć, jak to robią czołowe koncerny z branży elektronicznej, kosmetycznej czy spożywczej.

Piszemy o tym wszystkim, bo z jednej strony rosną aspiracje Polaków. Z drugiej, jak już wspominaliśmy, świat jest daleki od stabilizacji. Na dobro wspólnoty złożyć się musi wysiłek pół tysiąca korporacji działających w naszym kraju, 20 tysięcy dużych i średnich firm oraz grubo ponad 2 milionów małych i mikroprzedsiębiorstw, generujących wspólnie dziesiątki miliardów zysku. Niezwykły potencjał.

Czy pozwoli osiągnąć trzy zuchwałe cele – dogonić w poziomie życia Niemcy, uniknąć kryzysu nadmiernego zadłużenia oraz spełnienie postulatu, żeby więcej Polaków wracało do kraju, niż z niego wyjeżdżało – o jakich mówiono podczas prezentacji „Raportu otwarcia 2016″ Pawła Dobrowolskiego w Związku Pracodawców i Przedsiębiorców? To zależy od nas. Musimy się nauczyć siebie aktywnie słuchać. To kluczowa kompetencja odpowiedzialnych ludzi.

Autorzy są liderami społecznego projektu Instytut Przyszłość, wspierającego absolwentów wchodzących na rynek pracy. Zawodowo od lat są związani z korporacjami.

 

[zdjęcie pochodzi ze strony rp.pl]