Spory przykuwają uwagę. Pewnie zawsze mieliśmy z nimi do czynienia. Niemniej najciekawsze z nich dotyczą rozwoju społeczno-ekonomicznego. W całym świecie trwa właśnie batalia o właściwy model. Na podstawie nowych raportów, w tym publikacji noblisty Josepha Stiglitza czy Thomasa Piketty pokazujących skalę nierówności społecznych oraz raportu Banku Światowego, obrazującego jak bardzo rozwój technologiczny wpływa na zwiększanie się skali nierówności w krajach biednych, wielu poddaje gruntownej krytyce funkcjonowanie tzw. neoliberalnego modelu rozwoju. Druga, tak zwana szkoła głównego nurtu ekonomii, twardo trzyma się pryncypiów rynkowych, uważając dyskusję o nierównościach za nadużycie.

ideas

Celowo wspomniałem o głównym nurcie ekonomii, bo nie da się ukryć, że Keynes miał rację mówiąc, że idee rządzą światem. Precyzyjnie, to rządzą nim idee promowane na uniwersytetach. A jeszcze ściślej, zależą one w ogromnej mierze od tego, która specjalność jest w danym okresie dominująca. Przez kilkadziesiąt ostatnich lat dyskurs o życiu społeczno-ekonomicznym zdominowany był przez ekonomię. Obecnie mamy do czynienia z próbą walki o równouprawnienie innych specjalności społecznych, takich jak psychologia i finanse behawioralne, socjologia czy filozofia. Spore przewartościowanie w stronę większego uspołecznienia obserwujemy też w dziedzinie zarządzania organizacjami.

Nie od dzisiaj wiadomo, że dogmatyzowanie jednej dziedziny i uporczywe trzymanie się opisu rzeczywistości wyłącznie przez pryzmat swojej specjalizacji, nie przyczynia się zazwyczaj do porozumienia z innymi. Być może tutaj leży źródło braku konstruktywnego dialogu. Otóż uczestniczyłem w ostatnim czasie w kilku dyskusjach z prof. Elżbietą Mączyńską, kierującą Polskim Towarzystwem Ekonomicznym. Prof. Mączyńska przekonuje, że jedną z największych potrzeb jest dzisiaj interdyscyplinarność. Zarzuca ekonomistom, że mają ambicje dominowania w debacie o gospodarowaniu i rozwoju kraju. Z punktu widzenia psychologii nie można nie zgodzić się, że różnorodne punkty widzenia stwarzają mocniejszą podstawę do społecznej akceptowalności zakładanych rozwiązań. Przecież opisując to samo zjawisko społeczne, każda profesja opisywała będzie je w inny sposób, używała będzie innego języka, innych argumentów, będzie stawiała inną diagnozę i wydawała inne recepty. W społecznym interesie leży różnorodność i współpraca, nie dominacja.

Odkryłem niedawno w publikacjach kluczowego przedstawiciela komunitarian, Amitaia Etzioniegio powołanie się na wyniki doświadczeń Geralda Marwella i Ruth E. Ames, które dowodziły, że osoby studiujące ekonomię są mniej chętne do współpracy i wspierania celów społecznych niż przedstawiciele innych kierunków. Co ciekawe, różnice dotyczyły także grupy studentów ekonomii. Studenci lat wyższych byli mniej chętni do udzielania takiego wsparcia niż ich młodsi koledzy. Amitai Etzioni twierdzi, że jest to dowód na wpływ dominującego na kierunku ekonomicznym paradygmatu, nie uwzględniającego moralnych aspektów rozwiązań rynkowych.

Nie wiem, czy wyciąganie takich wniosków jest zasadne. Wiem jednak z całą pewnością, że przy wypracowywaniu planów rozwoju społeczno-gospodarczego głos innych profesji także powinien być brany pod uwagę. Dobrze zarządzana różnorodność przynosi znacznie lepsze rezultaty niż redukowanie rozwiązań do świata własnych wyobrażeń.

[zdjęcie pochodzi z serwisu www.pixabay.com]