Rynek pracy jest źle ukształtowany, bo bazuje na takiej wizji natury człowieka, w której liczą się przede wszystkim pieniądze – przekonuje prof. Barry Schwartz w swojej książce „Dlaczego pracujemy”.

To książka o technologii idei. Autor, znany amerykański psycholog, dowodzi, że w czasach niezwykłego skupienia na technologii materialnej, lekceważymy idee. Tymczasem – jak przekonuje – faktyczny wpływ idei jest znacznie większy niż jakichkolwiek wytworów materialnych. W przypadku tych drugich, jeśli coś jest wadliwe, to po prostu przestaje być produkowane i używane. Z ideami jest inaczej. Wywierają one wpływ nawet wtedy, gdy są wadliwe. Ludzie ulegają bowiem wielu prądom intelektualnym, przyjmując je najczęściej zupełnie nieświadomie. Schwartz jest przekonany, że dzisiejsze problemy z pracą wiązać należy bezpośrednio z przyjęciem przed prawie trzystu laty przez Adama Smitha koncepcji człowieka motywowanego przede wszystkim płacą. W swoim komentarzu, powołując się na liczne badania, pokazuje, że jest to założenie błędne, a samą teorię Smitha nazywa „toksyczną”.

Jedna z ciekawszych poruszonych w książce kwestii dotyczy potrzeby dyskusji o naturze człowieka. Schwartz jest przekonany, że oparte na ideowych przesłankach instytucje społeczne w ogromnej mierze kształtują relacje społeczne. „Projektujemy naturę ludzką, projektując instytucje, w których żyją ludzie. Trzeba więc zadać sobie pytanie, jakiego rodzaju naturę ludzką chcemy pomóc zaprojektować. Jeśli chcemy przyczynić się do zaprojektowania natury ludzkiej, która poszukuje wyzwań, zaangażowania, sensu oraz satysfakcji czerpanej z pracy – i która je znajduje – to musimy zacząć wygrzebywać się z głębokiej jamy, do której wrzuciły nas prawie 300 lat temu mylne idee na temat natury ludzkiej oraz tego, co nas motywuje. Musimy przyczynić się do stworzenia miejsc pracy, w których wyzwania, zaangażowanie oraz satysfakcja nie są marzeniem, lecz rzeczywistością” – pisze. Przekonując, że „dobra praca” jest w naszym zasięgu, wskazuje sporo tropów do jej realizacji. Ograniczę się do kilku z nich.

Po pierwsze, badania zespołu pod kierunkiem Amy Wrzesiński pokazują, że pozycja zawodowa wcale nie przekłada się na poczucie sensu w pracy. Dobrze opłacani pracownicy działów prawnych wielkich międzynarodowych korporacji nierzadko mieli znacznie niższe poczucie sensowności wykonywanej pracy niż salowi i salowe w szpitalach. Tym, co w wielu przypadkach stanowiło różnicę, była relacja z drugim człowiekiem i udzielane mu wsparcie. Odkryto także ciekawą regułę – opisywanie swojego zakresu obowiązków pokazuje szersze podejście do pracy. Osoby, określające pracę jako „powołanie”, traktowały ją mianowicie jako jeden z najważniejszych obszarów życia, kluczowy dla własnej tożsamości, czerpały z niej dużą satysfakcję i poczucie sensu, najczęściej miały również sporo możliwości twórczego podejścia do zadań. Opisujący ją jako „posadę” mieli stosunkowo wąski zakres samodzielności, zaangażowania i poczucia sensu. Praca traktowana była przez nich jako konieczna. Trzecią grupę stanowili ludzie określający pracę jako „karierę”. Ta wiązała się ze sporą satysfakcją wynikającą z większej samodzielności, ale także z silnym skupieniem na awansie, hierarchicznym rozwoju i lepszym wynagrodzeniu.

Cały komentarz znajduje się na portalu magazynu „Więź”